poniedziałek, 28 lipca 2014

Koszmarne Piękne - Heidi Hassenmüller

Po książkę sięgnęłam, ponieważ zaintrygował mnie tytuł. Wraz z okładką tworzy bardzo zgrabną całość. Clariss Bolden wkracza w świat ,, lepszych ludzi'' Poprzez zaproszenie z wydawałoby się nieosiągalnej strony, całkiem zmienia swoje życie. Poznaje agentkę i już następnego dnia dostrzeżono w niej ogrommy potencjał. Dziewczyna zmaga się z problemami show biznesu, nowym wyzwaniem oraz narzuconymi poleceniami na które nic nie może poradzić.
,, Realny i nierealny... Taki piękny sen, marzenie, można by powiedzieć ''
A może koszmar... ? Podróż z Niemiec do do samego serca Polski.
,, Nie wszystko jest takie jakie się nam wydaje ''
,, Do tego byli w Polsce, w kraju, gdzie można jeszcze improwizować ''
Książka ta podkreśla kwestię że Niemcy wbrew pozorom mają o polakach dobre wrażenie, uważają że jesteśmy jednym z ostatnich krajów gdzie można swobodnie imrowizować. Gzie w ogóle można jeszcze improwizować. Osobiście nie mam negatywnego stosunku do niemców, po prostu ich język wydaje mi się trochę za ,, twardy '' Nie myślmy stereotypami. Wojna była lata temu.
,, Wiem, że to totalnie staroświeckie, ale my polacy tacy już jesteśmy ''
Nie możemy robić wszystkiego dla pięknej twarzy, uroda kiedyś przeminie. Pamiętajmy też o tym że pieniądze nie dają szczęścia, tylko znacznie ułatwiają życie. Jak może malować artysta nawet najlepszy gdy nie ma farb? Nie może, dlatego musimy się starać i umieć znaleźć złoty środek. Przepraszam że po dwutygodniowej przerwie, ale jestem zajęta pomaganiem na półkolonii dzieciom. Następne postaram się napisać dłuższe. Książkę tę czytałam jako w kwietniu, ale ciągle miałam co innego do wrzucenia albo jakiś inny nowy pomysł.

niedziela, 13 lipca 2014

Życie Julity

Przepraszam że trochę mnie nie było, byłam na wsi i nie wchodziłam na laptopa. Miałam internet ale zrobiłam sobie od niego wakacje. Rozdział 1 Dzisiaj jest bardzo upalny dzień, nawet jak na Lyon. Poszłam się przebrać. Otworzyłam szafę. Szybko stwierdziłam że najlepszy będzie biały podkoszulek i jeansowe spodenki. Włożyłam to na siebie. Podeszłam do lustra i przyjrzałam się sobie. Obdarowałam moje drugie ja promiennym uśmiechem. Dobrze mi w tym nowym kolorze. Wczoraj udałam się do fryzjerki . Przefarbowałam się z brązu na czerń. Włosy niemalże do ziemi więc z niebieskimi oczami tworzy to bardzo ładny efekt. Jestem ciekawa jak zareagują moi znajomi w szkole. Mogą doznać szoku i się po tym nie pozbierać, a z drugiej mało kto może zauważyć taką zmianę. Zawsze stanowczo odmawiałam farbowania i byłam przeciw, gdy ktoś proponował mi zmianę koloru. Jednak w końcu postanowiłam się skusić. - Śniadanie gotowe! - Już idę mamo Szybko złapałam torbę i zbiegłam po schodach. usiadłam przy stole i zaczęłam jeść tosty z ketchupem. - Nie wiem co byś jadła na śniadanie gdybyś miała uczulenie na tosty - Zaśmiałam się. Dobrze że nikt jeszcze takiego nie wymyślił, ale z moim szczęściem i tak bym go pewnie nie miała. - Nigdy nic nie wiadomo Pamiętasz jak zawsze zajadałaś popcorn będąc w kinie? - no tak - widzisz mrugnęła do mnie porozumiewawczo . Tylko to jedno cholerstwo się ciebie trzyma. - Mamo! pisnęłam lekko pisnęłam, po czym się zaśmiałam. Ty nigdy nie przeklinasz. - oh przesadzasz córeczko. Czasami mi się zdarza. Usłyszałyśmy kroki na schodach. To musi być tata. Po kilkunastu sekundach był już z nami. - Veronico cóż to za piski słyszałem? - Nic ważnego Robercie. Po prostu nasza córka przeżyła zawał po tym jak powiedziałam , cholera' -Czy ty chcesz wpędzić moją córkę do grobu? - Jak bym śmiała. Odparła z nutą radości w głosie. Mama ucałowała mnie i tatę policzek. Podejrzanie zbyt długo zatrzymując się przy tacie. Po chwili oderwała się od niego. - No mruknęła komu w drogę temu czas. Wyszłam razem z tatą. Wzrokiem już szukałam samochodu. - Stoi w garażu. Męczył się z pilotem - Może jak spróbuję? - Nie trzeba poradzę sobie. W duchu zaśmiałam się - męska dum chce być niezależny. - Oo zadziałało w końcu. - Nareszcie jednak nie utknę tu na wieki. - Aż tak we mnie wierzysz? Lekko się uśmiechnął. Kiedyś spóźnię się do pracy przez ten głupi mechanizm. Chyba trzeba będzie go w końcu naprawić. Tata wślizgnął się do samochodu. Szyba zjechała w dół. - Na co czekasz? - Sama nie wiem. Na zbawienie albo na oklaski. Migdy nie umiem się zdecydować. Obie opcje są piękne. Ruszyliśmy. Po drodze doszłam do wniosku, że powoli bardzo powoli przyzwyczajam się do tego miasta. Minęły już dwa miesiące odkąd pożegnałam Paryż i przywitałam się z Lyonem. Jakże słynnym i spokojnym miastem. Paryż tak bardzo się do niego różnił. Był bardziej przytłaczający, ale jednak bardziej dostępny. Tutaj czuję się trochę zagubiona. Westchnęłam, pora się przyzwyczaić. - No wysiadamy. Ach i jeszcze jedno. - Co takiego? - Tak myślałem czy może nie chciałabyś zmienić szkoły. - Ale tak przed końcem roku? Nie wiem. Z jednej strony poznałabym nowych ludzi, i może bym się z kimś zaprzyjaźniła. Chociaż nie chcę zostawiać tego co mam tu. - To jest na razie tylko taki mój skromny pomysł. - Dobra zastanowię się. - Dziękuję Nagle rozległ się donośny i drażniący ucho dzwonek. Skrzywiłam się. - Do zobaczenia córeczko. Widzimy się wieczorem na kolacji. Będzie lazania. - Ale pamiętaj że lubię bez cebuli. Wysiadłam z samochodu i podeszłam pod drzwi szkoły. Odwróciłam się jeszcze i moment i krzyknęłam za odjeżdżającym samochodem. - Pa tato.